Odliczane
szmery sekund opuszczają wskazówki, za oknem w burzy minuty i godziny marnują
krople czasu; ze strachem przesiąkniętym w głąb kości, drżąc dłońmi i ciałem
całym, czas upływa w lekkie nieba, ponad szelest głuchego wiatru, nogami ponad
rzeczywistością. W kalendarzu już miesiąca koniec, dni z tygodniami rozbiły się
w szklanym odgłosie budzików.
Z
nadgarstków wyrzuciłam oplątane szepty ciągłych chwil w szum rzeki prąd.
Pozostały mi blizny, pozostały słowa (po)kruszone w drobiny w kątach na
podłodze (...)