piątek, 30 sierpnia 2013

little story about smile of bananas



Gdzie nocą życie się zaczyna (lub po prostu nocą wcale się nie kończy dennym snem o porankach), tam słońce nie zachodzi. Tysiąc ludzi z harmiderem swoich słów widziałam i słyszałam, obok prześlizgiwałam się z własnymi rozmowami, jodem zachłystałam się wciąż spacerując to tu to tam, pilnując swego ciała, przybliżając swoje serce, powiekami chłonąc zmiany, a umysłem gubiąc się. Wargi czasem do rozpuku roześmiane w kształt bananów, tych przejrzałych najbardziej, bo wtedy najsłodszych. Czasem czarny okazuje się dobrocią większą i wcale-wcale nie chce smutnym być. Czyż ten banan, gdy opatulony czarnym płaszczem, słodszy nie jest?
Po nie zawsze wracać będę.